Strona główna » Kapitan Henryk Jaskuła odszedł na wieczną wachtę.

Kapitan Henryk Jaskuła odszedł na wieczną wachtę.

by Maciej Cylupa

W Przemyślu, w wieku 96 lat zmarł kapitan Henryk Jaskuła, pierwszy Polak i trzeci żeglarz w historii, który samotnie, bez zawijania do portów okrążył Ziemię. Dokonał tego na jachcie Dar Przemyśla. 

Henryk Jaskuła przyszedł na świat w 1923 roku w Radziszowie, ale dzieciństwo i młodość spędził w Argentynie. Jego ojciec zdecydował się na emigrację w poszukiwaniu pracy i po kilku latach postanowił ściągnąć rodzinę. Młody Henryk Jaskuła uczęszczał do argentyńskiej szkoły powszechnej, a wiedzę o ówczesnej Polsce czerpał z książek dołączanych do polonijnego czasopisma „Ameryka-Echo”.

W Argentynie ukończył też szkołę zawodową, zdobywając zawód ślusarza i tokarza, równolegle też, w większości eksternistycznie, ukończył liceum ogólnokształcące. W marcu 1943 rozpoczął studia na wydziale elektromechanicznym Uniwersytetu Narodowego w La Plata. Po II Wojnie Światowej postanowił kontynuować studia w Polsce. W 1946 roku został przyjęty na Akademię Górniczą w Krakowie, którą skończył z dyplomem inżyniera elektryka. Na studiach poznał pochodzącą z Przemyśla przyszłą żonę Zofię. Po studiach zamieszkał podjął pracę i zamieszkał w Przemyślu.

Do tego czasu nic nie wskazywało na to, że Henryk Jaskuła zapisze się złotymi zgłoskami w historii żeglarstwa. Ba, nic nie wskazywało na to, że w ogóle będzie żeglował. Na wodę zaciągnął go wiatr tęsknoty za rodziną, która została w Argentynie. Żegluga przez morza i oceany była po prostu najtańszym sposobem dotarcia do rodziny znajdującej się na drugim końcu świata. W 1963, w wieku 40 lat, zdobył stopień sternika jachtowego w Ośrodku Szkolenia Morskiego w Jastarni. Rok później na jachcie Syrius odbył swój pierwszy rejs po Bałtyku. W 1971 roku uzyskał stopień jachtowego kapitana żeglugi wielkiej. Rodzinę zobaczył dopiero w 1973 roku, kiedy to na jachcie Euros dotarł do portu w Buenos Aires. Dwa lata później, na jachcie Karawela odbył pierwszy samotny rejs bałtycki rozbudzając jednocześnie swój apetyt na samotny rejs wokół świata.

To co początkowo było mglistym marzeniem, stało się rzeczywistością. 23 września 1978 odbył się chrzest jachtu „Dar Przemyśla”, na którym 12 czerwca 1979, kapitan Henryk Jaskuła wyruszył samotnie w trasę. Portem startu była Gdynia, choć ówczesne władze próbowały namówić kapitana na start z Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, co skróciłoby wyprawę o 3 miesiące. Henryk Jaskuła nie poddał się naciskom, zależało mu by wyjść z polskiego portu i do polskiego portu wrócić.

„Mocno wziął sobie do serca reguły rejsu. Nie mógł przyjmować́ żadnej pomocy z zewnątrz, nawet flaszki wódki od życzliwych żeglarzy napotkanych na szlaku. Dlatego gdy spotykał inną jednostkę̨, przekazywał listy do Polski w zawiniątku zawieszonym na końcu bosaka. Zbierał deszczówkę̨ do prowizorycznych rynien umieszczonych pod żaglami. Smażył latające ryby, które wpadały mu na pokład. Zanim pojawił się na wysokości Wysp Kanaryjskich, był już̇ zmęczony halsowaniem przez cieśniny duńskie, Morze Północne i Kanał La Manche. Nie miał już̇ świeżych owoców, a ostatni spleśniały bochenek chleba wyrzucił za burtę̨. A to był przecież̇ dopiero początek drogi” – tak o rejsie pisał magazyn Wiatr. 

Jaskuła płynął w czasach, kiedy nie było jeszcze oddychającej bielizny i nowoczesnych sztormiaków. W swej książce „Non stop dookoła świata” tak opisał swoją odzież̇: „Pod pokładem 7°C. Włożyłem aż̇ trzy pary kalesonów, w tym dwie pary wełnianych nurkowych, na to dresy, trzy koszule, dwa swetry, trzy pary skarpet, jedną parę̨ wełnianych nurkowych, czapkę̨ futrzaną z klapami na uszy, długi szalik moherowy dwa razy owinięty wokół szyi”.

„Henryk Jaskuła odbył swój rejs bez tratwy ratunkowej, bez odsalarki, bez nowoczesnych systemów nawigacyjnych i bez telefonu. Miesiącami nie miał kontaktu z Polską. Przez cały rejs toczył boje z samosterem (nadał mu imię̨ Michał). Czasem kilka razy dziennie ustawiał Michała przy pomocy drutu prostowanego na imadle. Pozycję swojego jachtu określał z kulminacji słońca” – czytamy w magazynie Wiatr.

W oparciu o zapisy poczynione w czasie rejsu kapitan Henryk Jaskuła napisał książkę pt. Non stop dookoła świata liczącą 340 stron i wydaną w 1983 w nakładzie 40 tysięcy egzemplarzy. Rejs trwał 344 dni, a trasa prowadziła z Gdyni, wokół Przylądka Dobrej Nadziei, na południe od Australii i Nowej Zelandii, wokół Przylądka Horn z powrotem do Gdyni, gdzie dotarł 20 maja 1980 roku. „Polsko kochana, Twój syn powrócił!” – tymi słowami powitał na gdyńskim nabrzeżu tysiące ludzi, którzy przyszli wiwatować na cześć bohatera narodowego.

Komunistyczne władze doskonale potrafiły wykorzystać sukces skromnego żeglarza. On sam, będąc w rejsie odcięty od świata, nie był świadomy wrzawy i zainteresowania swoją osobą w Polsce, a po powrocie nie mógł się w tej rzeczywistości odnaleźć. Szybko znowu uciekł na morze. W październiku 1980 roku, wraz z żoną i córką popłynął w rejs do Argentyny, by odwiedzić mamę, siostrę i brata (ojciec zmarł w 1971 roku). Po powrocie z Argentyny zaczął planowanie kolejnego rejsu solo non-stop dookoła świata, tym razem w najtrudniejszej odmianie, czyli ze wschodu na zachód. Stan wojenny przyhamował te plany.

W kolejny rejs dookoła świata Henryk Jaskuła wyruszył z Gdyni w sierpniu 1984 roku. Przerwał żeglugę̨ po 11 dniach. Jego jacht zaczął nabierać wody przez prawą burtę, pompy nie dawały rady jej wypompowywać. A sam Henryk Jaskuła miał poważnie poranione ręce od wypompowywania wody samodzielnie.

„Przegrałem. I rejs, i życie. Wiem już̇ z całą pewnością̨, że ten jacht nie przejdzie zamierzonej trasy (…) Odnośnie przyszłości zaczyna mi się klarować́ koncepcja końca. Zginę̨ i to głupio, bo głupia to śmierć́, gdy człowiek wie, że to cieknący jacht, a nie żadna przemoc oceanu, ani wyższa siła. Więc co robić́? Zawrócić́ stąd, ze Skagerraku? Powiedzą̨: porwał się z motyką na słońce, wykopyrtnął się tydzień́ po wyjściu z Gdyni. Na moje racje oczywiście pokiwają̨ głowami, ale klęska pozostanie klęską, bo oni wierząc we mnie, wierzyli również̇ w jacht” – tak pisał Henryk Jaskuła z pokładu Daru Przemyśla.

Słowa te dosadnie udowadniają presję, jaka ciążyła na kapitanie. Przy tym rejsie nie udało mu się niestety odciąć od partyjnej propagandy. Jak wspominał, przygotowania do rejsu i sam jego start to był prawdziwy cyrk, niekończący się festyn. Jeszcze przed startem rejsu, władze zapraszały gości na powitanie wracającego kapitana w gdyńskim porcie. Określono nawet dokładną datę powrotu – 4 września 1985 roku, godz. 12. Fiasko rejsu Henryk Jaskuła traktował jak osobistą porażkę, ale niemal od razu wyznaczono datę drugiej próby okołoziemskiego rejsu ze wschodu na zachód. Miał to być lipiec 1986 roku. Nigdy jednak do tego nie doszło.

W wyniku wewnętrznego konfliktu w zarządzie Przemyskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego, który dysponował Darem Przemyśla”, kapitan Henryk Jaskuła został odsunięty od wpływu na eksploatację jachtu. Niedługo potem, podczas rejsu na Kubę (bez udziału Henryka Jaskuły), Dar Przemyśla rozbił się u wybrzeży przylądka Punta Brava. Przemyśl stracił jacht, a plan drugiego rejsu dookoła świata został ostatecznie przekreślony. Rozbicie jachtu było dla kapitana Henryka Jaskuły wielką tragedią, po której wycofał się on z czynnego żeglarstwa, w znacznym stopniu ograniczając też inną żeglarską aktywność, w tym kontakty ze środowiskiem.

– Odszedłem ze swego klubu „Kotwica” i w ogóle z Przemyskiego OZŻ, którego byłem współtwórcą w 1975 roku i jego pierwszym prezesem, aby nigdy już tam nie powrócić. Nie było już jachtu, nie mogło być dla mnie dalszego życia żeglarskiego – tak mówił niedawno kapitan Henryk Jaskuła w wywiadzie dla portalu żeglarski.info.

Henryk Jaskuła zmarł wczoraj wieczorem w Przemyślu. Zabrakło mu sześciu dni, aby móc obchodzić 40. rocznicę zakończenia rejsu, który do dzisiaj pozostaje jednym z największych sukcesów polskiego żeglarstwa. Z okazji tego jubileuszu radni Przemyśla w lutym zdecydowali, że 2020 r. będzie w tym mieście rokiem kapitana Henryka Jaskuły obchodzonym pod patronatem Polskiego Związku Żeglarskiego. Od kwietnia 2008 r. słynny żeglarz jest też honorowym obywatelem Przemyśla. Kapitan Jaskuła został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za rozsławienie dobrego imienia polskiego żeglarstwa i polskich stoczni w świecie. 1 marca 1980 roku otrzymał Srebrny Sekstant (I nagroda za rejs roku) – najważniejszą polską nagrodę żeglarską. Posiada odznakę „Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego” (1973-11-25). Decyzją Zarządu PZŻ otrzymał medal „Za Szczególne Zasługi dla Żeglarstwa Polskiego”. Był członkiem honorowym PZŻ i członkiem koła seniorów PZŻ. Cześć jego pamięci!

żródło: www.pya.org.pl

Powiązane artykuły

Leave a Comment